niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 5

Umówiłam się z Leitnerem, że pojedziemy razem pod Signal Iduna Park. Byłam lekko poddenerwowana, ponieważ po raz pierwszy miałam ujrzeć moich ulubionych zawodników na żywo. Gdyby tego było mało, Mo obiecał mi, że po meczu będę mogła spotkać się z nimi. Dał mi nawet wejściówkę z moim zdjęciem, imieniem i nazwiskiem.
- Będę się wymieniał koszulką. Chciałabyś od kogoś konkretnego? - zapytał kiedy razem jechaliśmy na stadion.
Pomyślałam, że to nie może dziać się na prawdę. Mo był na prawdę dobrym przyjacielem. A może nie tylko przyjacielem? Co raz częściej łapałam się na tym, że myślę o nim jak o kimś więcej.
- Gracie z Manchesterem United, tak? - zapytałam, aby się upewnić.

Kiwnął potwierdzająco głową. Zaczęłam się zastanawiać kogo koszulkę wybrać. Van Persie odpadał bo leczył kontuzję, z Rooneyem pewnie wymieni się Lewy albo Reus... de Gea to bramkarz, pewnie wymieni się z Weidenfellerem. Może Januzaj? Wschodząca belgijska gwiazda Czerwonych Diabłów.

- Januzaj będzie grał?
- Z tego co wiem to w pierwszej jedenastce - odparł.
- Co byś powiedział na wymianę belgijsko-niemiecką?
- Serio chcesz od Januzaja? - zapytał śmiejąc się.
- Co w tym dziwnego? - zapytałam, bo na prawdę nie wiedziałam co mogłoby śmieszyć Mo w Adnanie.
- Nie przepadam za nim.
Nagle przypomniałam sobie, że są w mniej więcej tym samym wieku i w dodatku grają na tej samej pozycji! Tylko, że Adnan gra regularnie w jednym z najlepszych i najbardziej utytułowanych klubów na świecie. A Mo? Ledwo łapie się do meczowej osiemnastki a jak wychodził w pierwszym składzie to tylko wtedy kiedy BVB ma zapewniony awans albo w mało znaczących pucharach...
Dotarliśmy na rozświetlony stadion. Nigdy nie widziałam, aby aż tyle osób zmierzało na jakikolwiek mecz w Polsce. Nawet szlagier Legia:Lech nigdy nie przyciągał tak dużej publiczności. Tylko, że stadion BVB był kilkakrotnie większy niż Pepsi Arena.
- Ja idę do szatni, tu masz bilet. Jak się zgubisz to szukaj Leo, on ma miejsce koło ciebie - powiedział.
Kiedy wysiedliśmy na parking, z samochodu obok nas wysiadł Koray Gunter - również jeden z młodszej kadry Borussii.
- Mo, to ty masz dziewczynę? - zapytał na powitanie.
- Zazdrosny? - odpowiedział pytaniem na pytanie wybuchając śmiechem.

- Nie jesteśmy razem - wtrąciłam się.

- Już myślałem, że zerwałeś z Leo - zażartował Koray po czym w trójkę udaliśmy się do wejścia.
- Wiem, że wciąż robisz sobie nadzieje, ale musiałbyś być choć odrobinę ładniejszy - odparł Mo.
- Zostawcie sobie swoje gejowskie żarty na potem. Macie to wygrać - przerwałam im.
- Leitner, co z twoją kulturą? Nie przedstawisz mnie koleżance? - zapytał całkiem ignorując moje poprzednie zdanie.
- Boję się, że jak ci ją przedstawię to ją porwiesz i zgwałcisz czy coś w tym stylu.
- I tak bym to zrobił.
Na serio się przeraziłam. Z początku niewinne zaczepki przerodziły się w chore żarty. 
Chyba zauważyli moją wystraszoną minę, bo obydwaj wybuchnęli śmiechem.
- Myślałaś, że my tak na serio gadamy? - zapytał Koray próbując zatrzymać śmiech.
- Dokładnie tak - odparłam poważnie.
- Hej! Rozluźnij się! - zawołał Mo - Ok, to jest Ania a to Koray. Już?
- Serio, nie wiem co ty widzisz w Leo. Ja bym go zostawił dla tej ślicznej osóbki - powiedział Koray.
"Fajny, pozytywny człowiek" pomyślałam. Ale, żeby o mnie mówić 'osóbka'? Nie byłam aż tak niska ani aż tak chuda... 

***

Mecz zakończył się remisem 1:1. Bramki strzelili Reus dla Borussii i Januzaj dla Manchesteru. Nie pytałam Leo o jego rzekome dziecko. Nie chciałam poruszać tego tematu tym bardziej, że on był na maksa zestresowany spotkaniem. W sumie to nawet nie gadaliśmy ze sobą. Szczerze to ciężko mi było go rozgryźć. Czasami jest dla mnie miły, żartuje ze mną, raz go złapałam na tym, że mnie podrywa a raz potrafi być chłodny i zimny w rozmowie.
Po końcowym gwizdku zeszłam z trybun do tunelu z Leo a że miałam plakietkę to bez problemu mnie wpuścili. Czekałam tam na moją obiecaną koszulkę Januzaja. Widziałam jak Mo się z nim wymieniał. Jeszcze tylko podziękowanie dla kibiców i już widziałam mojego przyjaciela z czerwoną koszulką w ręce. Nie tylko to zwróciło moją uwagę. Pierwsze co rzuciło się w oczy to umięśniona klata Niemca. "Fajnie byłoby się przytulić do niego" pomyślałam po czym od razu zganiłam się za to. Złapałam się na 'fangirlowskim' myśleniu.
- Masz - powiedział niechętnie i podał mi ją.
- W rewanżu to ty strzelisz gola - zapewniłam go.

- Taa - odburknął i poszedł do szatni.
- Idę do chłopaków - powiedział Leo po czym wyszedł za nim.
Zostałam sama w tunelu. Zaczęłam oglądać koszulkę podarowaną przez Mo. Była przepocona, ale dało się poczuć perfumy Adnana. Musiały sporo kosztować.
- Skąd masz moją koszulkę? - usłyszałam nieznajomy głos mówiący do mnie po angielsku.
Podniosłam głowę i zobaczyłam twarz młodego Belga. Zatkało mnie. I to dosłownie. Nagle zapomniałam jak się mówi po angielsku.
- Dostałam.
- Od tego... Jak mu tam? Leitnera? - zapytał podchodząc bliżej.
- Ma na imię Mo - odpowiedziałam chłodno. Nie podobało mi się, że Adnan próbuje mnie w tani sposób poderwać.
- Taaa, możliwe - odparł lekceważąco i dodał - Zostaję w Dortmundzie jeszcze jeden dzień. Może chciałabyś mi pokazać... ciekawe miejsca?
Myślał, że wyrwie pierwszą lepszą, prześpi się z nią a potem wróci do swojej dziewczyny w Manchesterze. Nie tym razem panie Januzaj.
- Nie sądzę, aby w Dortmundzie były ciekawsze miejsca od Signal Iduna Park - odpowiedziałam próbując nie dać zbić się z tropu.
Podszedł jeszcze bliżej mnie, popatrzył w oczy i złapał za rękę. Czułam jego oddech. Dobrze, ze był ubrany, bo wtedy całkowicie by mnie uwiódł. Pochylił się jakby chciał mnie pocałować i zapytał:
- Dalej tak sądzisz?
Już miałam mu powiedzieć, żeby się odczepił ode mnie i zrobić aferę, że to nie fair żeby w Manchesterze miał dziewczynę a tutaj zabawiał się z innymi, ale nagle pomyślałam sobie, że przecież nie mam nic do stracenia. Nie byłam z nikim w związku od kilku miesięcy, o Łukaszu już dawno zapomniałam i w sumie brakowało mi pocałunków i dotyku jakiegokolwiek chłopaka. Byłam pewna, że się w nim nie zakocham a przecież byłoby fajnie się trochę zabawić.
- Nie - odpowiedziałam i pocałowałam go pierwsza.

______________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Bardziej sytuacji nie mogłam skomplikować :') Dziecko Leo, miłość Mo i przygoda Ani. Mam nadzieję, że się nie pogubicie :D
Oczywiście zapraszam na najnowszego bloga - W szatni białych orłów.

środa, 11 grudnia 2013

Rozdział 4

*oczami Mo*

Siedzieliśmy razem z Anią i Leo u mnie w pokoju i gadaliśmy właściwie o wszystkim. Ostatnio bardzo często spędzaliśmy ze sobą w taki sposób czas. W pewnym sensie udało mi się - Leo i Ania ze sobą normalnie rozmawiają. Jednak do niczego poważnego od kilku tygodni nie doszło. Dałem sobie spokój ze swataniem i chyba wyszło to nam wszystkim na dobre. Leo nie unika Ani a ona rozmawia z nim jakby go znała od dawna. Nawet oboje uśmiechają się coraz częściej. Na prawdę, dawno nie widziałem, żeby mój przyjaciel śmiał się w obecności dziewczyny.

W pewnym momencie Leo musiał iść do domu, bo zapomniał oddać mi gry. Nie zauważył nawet, że zostawił telefon w moim pokoju. Kiedy mój przyjaciel wyszedł, od razu złapałem smartfona i zacząłem szperać w skrzynce odbiorczej.
- To jest chamskie - skomentowała Ania.
- Nie byłbym jego najlepszym przyjacielem jeślibym nic z tym nie zrobił.
- Byłoby ci miło gdybym nagle wzięła twój telefon i zaczęła w nim grzebać? - zapytała po czym wyciągnęła mi telefon z kieszeni i zaczęła krążyć po całym pokoju szperając w moim Samsungu.
- Zostaw to! - krzyknąłem i próbowałem wyrwać telefon z rąk Ani.

- Co my tu mamy? O proszę! Wiadomości sms... - kontynuowała.
Złapałem ją w talii i przyciągnąłem do siebie jednocześnie próbując odebrać telefon. Nasze twarzy znalazły się niebezpiecznie blisko siebie, usta dzieliły milimetry kiedy nagle zadzwonił telefon Leo.
- Odbiorę - oznajmiłem uwalniając ją z moich objęć.
Wziąłem telefon Leo i popatrzyłem na wyświetlacz. Było na nim zdjęcie jakiegoś dziecka podpisanego 'Mattie'. Popatrzyłem na Ankę i pokazałem jej przód telefonu. Również była nieco zdziwiona. Odebrałem i przełączyłem na tryb głośnomówiący.
- Halo?
- Tatuś? - odezwał się głos w słuchawce.
Staliśmy z Anią jak wryci i patrzyliśmy na wyświetlacz smartfona Leo. Miałem tylko nadzieję, że to jakaś cholerna pomyłka.
- Słucham? - zapytałem.
- Mattie, co ty robisz?! - odezwał się kobiecy głos w tle - Zostaw ten telefon!
Następnie usłyszeliśmy płacz dziecka a potem kobieta się rozłączyła.
- To było dziwne - stwierdziła.
- Pewnie pomyłka - odparłem udając, że to olewam.
W tym momencie do pokoju wszedł Leo a ja dalej trzymałem jego telefon w ręce.
- Oddaj ten telefon - powiedział spokojnie.
- Leo, wiesz, bo... - zaczęła Ania.
- Tak? - popatrzył na nas pytająco.
- To ty masz syna? - dokończyłem za nią.
- Nikt was nie nauczył, że nie grzebie się w cudzym telefonie?! - uniósł się Leo wyrywając mi telefon z ręki.
- Dzwonił, myślem, że to coś ważnego to odebrałem! - zacząłem argumentować.
- Kto dzwonił?
- Jakiś dzieciak podpisany Mattie - odparła Ania.
- Myślałem, że mogę wam ufać - powiedział Leo i wyszedł trzaskając drzwiami.


*oczami Ani*

Ten wieczór u Mo był mega dziwny. Czy to możliwe żeby Leo miał syna? Nie chciało mi się w to wierzyć... Z tego co wiem, to nie miał dziewczyny od dwóch lat. Może to właśnie tą zołzę, o której mówił Mo, słyszeliśmy w słuchawce telefonu.
Pomijając dziwny telefon, wczoraj wreszcie coś zaiskrzyło pomiędzy mną a Leitnerem. Od dawna dużo o nim myślę, dzięki jego towarzystwu zapomniałam o uczuciu jakie łączyło mnie i mojego byłego chłopaka.
Już miałam kłaść się spać kiedy otrzymałam smsa. Nadawcą był Mo a treścią wiadomości było jedno słowo: "Dobranoc". 
Aż mi się przyjemnie ciepło zrobiło. Uśmiechnęłam się do telefonu i odpisałam: "Do jutra". Już kilka dni temu dał mi bilet na mecz Borussii Dortmund, w którym miał wyjść w pierwszym składzie. Miała to być moja pierwsza wizyta na Signal Iduna Park.

_______________________________

CZYTASZ =KOMENTUJESZ

Taki jakiś słaby mi wyszedł ten rozdział xD Przede wszystkim krótki z czego nie jestem zadowolona :P ale następny postaram się dłuższy :) 

poniedziałek, 25 listopada 2013

Rozdział 3

*oczami Mo*
Miałem idealny plan jak spiknąć Leo z Anką. Zacząłem od złożenia jej niezapowiedzianej wizyty. Była sobota rano, miałem wolne po meczu młodzieżowej Borussii. Czyli cały dzień na realizację planu. 

Stanąłem przed drzwiami Ani i zadzwoniłem dzwonkiem. Rozglądnąłem się dookoła i podziwiałem piękny ogród. Było tutaj wiele drzew iglastych co sprawiało wrażenie jakby się było w lesie. Długo nikt nie otwierał, więc postanowiłem zatelefonować do Polki.
- Halo? - usłyszałem zachrypnięty i niewyraźny głos Ani.
- Hej! Jesteś w domu? Stoję przed drzwiami i dzwonię, ale nikt mi nie otwiera.
- Cześć Mo - odpowiedziała po chwili.
- Czy ty słuchasz co ja do ciebie mówię? - po tych słowach rozłączyła się.
Nagle usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi w środku. Następnie ujrzałem zaspaną Anię w pidżamie. Miała rozczochrane włosy i ledwie kontaktowała.
- Seksowna pidżamka - skomentowałem jej dwuczęściową bieliznę składającą się z spodni dresowych i podkoszulka.
- Też się cieszę, że cię widzę - odparła przecierając oczy.
Staliśmy tak chwilę: ja czekający aż zaprosi mnie do środka i ona na wpół przytomna.
- Mogę wejść? - zapytałem w końcu.
- Tak, jasne! - odpowiedziała otrząsając się jakby ze snu.
Weszliśmy po schodach na piętro. Jej dom był bardzo elegancko urządzony, mama Ani się postarała. Mimo porządku dookoła, w kącie dało się zauważyć nierozpakowane kartony.
- Poczekaj tutaj, ja się przebiorę - powiedziała zamykając drzwi do swojego pokoju przed moim nosem.
Po kilku minutach już siedziałem na kanapie i gadałem z Anką. Szczerze się zdziwiłem, że na ścianach były poprzyklejane plakaty piłkarzy Borussii, między innymi Marco Reusa, Łukasza Piszczka, Ilkaya Gundogana a także wielki plakat całej drużyny.
- Okropnie tu wyszedłem - powiedziałam podchodząc do ogromnego zdjęcia.
- Masz rację, okropnie - odpowiedziała po czym obydwoje wybuchliśmy śmiechem.
Kiedy wreszcie atak głupawki ustał, uznałem, że to idealny moment na realizację mojego planu. Delikatnie zacząłem temat mojego przyjaciela.
- Co sądzisz o Leo?
- Chyba mnie nie lubi - odpowiedziała spuszczając głowę.
- Dlaczego tak myślisz?
- Och, w ogóle po jego wczorajszym zachowaniu...
- On właśnie mi mówił, że jesteś bardzo fajna - zaczynałem blefować.
Popatrzyła się na mnie jakby mi wierzyła. "Zna się na ludziach" pomyślałem. Wszyscy moi znajomi wiedzą, że jestem mistrzem jeśli chodzi o kłamstwa i kłamstewka. Anka nie poznała mnie na tyle by o tym wiedzieć, więc postanowiłem dalej 'ubarwiać' osobę Leo.
- Na prawdę! Od tamtego wieczoru ciągle o tobie gada.
- Serio?
Pokiwałem twierdząco głową. Najwidoczniej w świecie mi uwierzyła. Resztę dnia spędziliśmy na gadaniu o Leo, opowiadałem jej o jego zainteresowaniach, życiu itd. Połowa tego co mówiłem było kłamstwem, ale najwyraźniej działało. Ania była nim co raz bardziej zafascynowana, chciała wiedzieć co raz więcej a mi kończyły się pomysły. Postanowiłem, że zakończę to i pójdę do domu. Część pierwsza mojego planu została zrealizowana.

***

*oczami Lea*
Właśnie zamulałem sobie przed telewizorem oglądając Teen Wolf kiedy do drzwi zadzwonił dzwonek. Mieszkałem sam, dlatego też musiałem ruszyć dupę i otworzyć. 
- Siemka Leo - powiedział na powitanie Mo wchodząc do mieszkania.
- Cześć.
- Co tam? - zapytał siadając na kanapie.
- Yyy... nic? - odpowiedziałem nie bardzo wiedząc o co chodzi.
- To fajnie - skomentował biorąc się za mój popcorn.
- Słuchaj Mo, nie bardzo rozumiem cel twojej wizyty.
- To już kumpel nie może odwiedzić kumpla tak o?
Wiedziałem o co chodzi. Jeśli Mo się tak zachowywał to zawsze chodziło o dziewczynę. Ostatnio tak do mnie przyszedł kiedy poznał jakąś laskę na dyskotece, z którą się przespał a nawet nie pamiętał jej imienia. Cały Mo.
- Słuchaj, wiem, że chcesz mnie poznać z tą dziewczyną trochę... bliżej, ale uprzedzam cię, że to nie wypali - powiedziałem.
- Szkoda, bo najwyraźniej Anka jest w tobie zakochana - wypalił.
Mo był urodzonym kłamcą, więc nie wierzyłem w te jego sztuczki. Stałem tak nad nim niewzruszony i patrzyłem z politowaniem.
- No co? - zapytał w końcu.
- Mógłbyś przestać kłamać?
- Mówię prawdę. Dzisiaj u niej byłem.
- Jasne - odparłem dalej niewzruszony.
- Daj się namówić chociaż na jedno spotkanie z nią! Nie bądź taki niedostępny... Zabaw się w końcu!
- Mo...
- Co?! Masz te osiemnaście lat czy nie? Jesteś już dorosły, a od dwóch lat nie masz dziewczyny. 
- Znowu zaczynasz?!
- Wiesz co? Zastanów się i zadzwoń do mnie, ok?
- Nawet nie czekaj na mój telefon.
- Świetnie - odpowiedział i wyszedł.
Usiadłem na sofie i schowałem twarz w dłoniach. Nie lubiłem się z nim kłócić, był dla mnie jak brat. Zawsze po sprzeczce źle się czułem, miałem wyrzuty sumienia i kończyło się to tym, że to ja przepraszałem.
Dlaczego on się tak tym denerwuje? To chyba moja sprawa. W sumie fajnie byłoby mieć kogoś do kogo można się przytulić, z kim można wyjść na imprezę, z kim można się powygłupiać i kogoś kto nie był Mo.


______________________

Mamy trójeczkę :)) Mam nadzieję, że się podoba ;D
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

wtorek, 12 listopada 2013

Rozdział 2

*oczami Mo*
Dziewczyna, która wprowadziła się na przeciwko jest świetna! Jest coś co mnie w niej urzekło, jej poczucie humoru, jej sarkastyczne odpowiedzi... Jednak myślę, że nie stworzylibyśmy dobrej pary. Wg mnie mogłaby być po prostu dobrą przyjaciółką. Chyba poznam ją z Leo, w trójkę stworzylibyśmy fajną paczkę.

Czekałem na nią pod szkołą. Wychodziła w towarzystwie dwóch dziewczyn. "Pewnie znalazła sobie już przyjaciółki, z naszej paczki nic nie będzie" pomyślałem, ale i tak postanowiłem poznać ją z Leo. Może nawet zeswatać? Leo nie miał dziewczyny odkąd jedna suka zdradziła go dwa lata temu. Długo potem musiałem go pocieszać...
- I jak pierwszy dzień w szkole? - zapytałem na powitanie.
- A jaki miał być? Coś czuję, że chyba mnie nie polubili.
- Nie przesadzaj! Przecież widziałem cię przed chwilą z dwoma dziewczynami, czyli chyba jednak ktoś cię polubił.
- Może... - rzekła po czym spuściła głowę w dół.
- Przyjdziesz dzisiaj do mnie? - zapytałem z nadzieją, że się zgodzi.
- Ok, przyjdę około 18.
Rozstaliśmy się pod jej domem. Od razu zadzwoniłem do Leo, żeby przyszedł wcześniej. Oczywiście nie powiedziałem mu o Ann, czy Annie? Muszę zapamiętać w końcu jej imię...


*oczami Ani*

Ledwo udało mi się ukryć przed Mo to, że ten dzień był jednym z najgorszych w moim życiu. Kiedy weszłam do klasy, zauważyłam, że 3/4 to chłopaki, którzy zaczęli gwizdać na mój widok. "Wieśniaki" pomyślałam. Inne dziewczyny byłby wniebowzięte, że podobają się wielu chłopakom. Ale nic, postanowiłam ich zignorować. Zaraz na przerwie podeszły do mnie dwie bardzo mocno wymalowane dziewczyny w szpilkach i się przedstawiły. Blondyna to była Mia, a brunetka Ewa. Myślałam, że chcą się ze mną zakumplować, może zaprzyjaźnić? Jednak one zaczęły mnie wypytywać o przeszłość. Kiedy powiedziałam, że musiałam zostawić w Polsce chłopaka, którego wciąż kocham zaczęły się śmiać i nazwały mnie "naiwną". Dotknęło mnie, i to nawet bardzo. Temat Łukasz był dla mnie drażliwy, już na samo imię chciało mi się płakać. Wciąż zadaję sobie pytanie dlaczego jestem aż tak uczuciowa... Chyba powinnam to zmienić, bo w życiu nie jest lekko.
Mo zaprosił mnie do siebie, ZNÓW. Nie wiem, czy on sobie wyobraża jakiś związek ze mną. Jeśli tak to niestety zawiedzie się. Postanowiłam iść do niego, miałam nadzieję, że poprawi mi humor.
***
- Cześć! Wejdź - powitał mnie Mo.
- Dzięki - odparłam i zaczęłam zdejmować kurtkę i buty.
- Wiesz, mam jeszcze jednego gościa. To mój przyjaciel, chciałbym cię z nim poznać - powiedział tajemniczo Niemiec.
- No to chodźmy.
Poszliśmy do jego pokoju, gdzie na łóżku siedział chłopak, który bardzo mi kogoś przypominał. Ach, no tak. Łukasza... Również miał czarne włosy, ciemne oczy i był niskiego wzrostu. Zebrało mi się na płacz.
- Ann, to jest Leo - przedstawił mnie Mo. On również myli moje imię.
- Ania - powiedziałam podając rękę.
- No właśnie! Ania, przepraszam cię - poprawił się.
- Leo - uśmiechnął się Niemiec.
Nie wiedziałam czy wytrzymam przy nim bez uronienia łzy. Z trudem się powstrzymywałam, ale mi się udało. Jedyną różnicą pomiędzy Leo a Łukaszem było to, że Niemiec był przy mnie tu i teraz a jeśli chodzi o mojego byłego to nawet nie wiedziałam gdzie on teraz jest, czym się zajmuje.
Okazało się, że Leo gra również w Borussii Dortmund, ale w pierwszym zespole wystąpił niewiele. Nagle przypomniałam sobie mecz, w którym Leo wszedł z ławki i strzelił gola.
Reszta wieczoru zleciała trochę mdło, widać było, że bruneta krępowała moja obecność. Postanowiłam nie męczyć go już więcej i poszłam.
*oczami Mo*

Cały wieczór próbowałem ich ze sobą spiknąć, ale nie wychodziło. Ania nawet próbowała zabawić, porozmawiać z Leo, ale on był oporny. Postanowiłem z nim szczerze pogadać.
- Stary, ja ci próbuję znaleźć dziewczynę! Mógłbyś się trochę wyluzować - zacząłem.
- Mo, ale ja nie chcę! Wszystkie są takie same i tego nie zmienisz.
- To, że jakaś tam suka cię zdradziła nie znaczy, że każda to robi!
- Błagam cię, nie swataj mnie.
- Daj spokój. Znalazłem ci fajną dziewczynę a ty masz jeszcze do mnie o to pretensje.
- Nie zapraszaj jej jak ja będę, ok? 
- Leo, dzikus się z ciebie zrobił.
- Idę, na razie - powiedział i wyszedł trzaskając drzwiami. 
Dlaczego on się tak denerwuje? Ja i tak nie dam za wygraną. On musi mieć dziewczynę! I tą szczęściarą będzie Ania.


_________________________________

Mamy drugi rozdział :D przepraszam za długie oczekiwanie, ale miałam problemy z internetem...


CZYTASZ = KOMENTUJESZ

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 1

- Ja jestem Ela a to moja córka, Ania. Właśnie wprowadziliśmy się naprzeciwko - tymi słowami moja mama powitała naszych nowych sąsiadów - Leitnerów.
Miła pani, która potem jak się okazało ma na imię Andrea, otworzyła nam drzwi kiedy poszłyśmy się przywitać.
- Och, witamy w Dortmundzie! - wykrzyczała radośnie Niemka zapraszając nas do środka.
Nie miałam ochoty tu przychodzić. Tak w ogóle to nie miałam ochoty przeprowadzać się z Polski. Tam mieszkaliśmy w małej miejscowości, miałam masę znajomych i przede wszystkim mojego chłopaka. Tutaj w Dortmundzie musiałam iść do nowej szkoły i przyswoić sobie język niemiecki. Całe szczęście, że mama zapisała mnie do polskiej szkoły, niestety tylko na rok.
Zauważyłam przez ostatni tydzień, że wielu Niemców się za mną ogląda, ale to nie poprawi mojego humoru po zerwaniu z kimś kogo kochałam - z Łukaszem. Wciąż gdy o nim myślę zbiera mi się na płacz, ale ostatnio udaje mi się to opanować.
Siedzieliśmy w elegancko urządzonym salonie państwa Leitnerów, moja mama gawędziła z Andreą a ja się potwornie nudziłam.
- Ja umiem język niemiecki doskonale, ale moja córka niestety musi się jeszcze trochę podszkolić - zaczęła opowiadać moja mama - wszystko rozumie, ale ma problemy z akcentem.
- Nie przejmuj się skarbie - zwróciła się do mnie pani Andrea mówiąc powoli jakbym była niedorozwinięta - Jeśli chcesz, mój syn może trochę ci pomóc, jeśli będzie miał czas.
- To świetny pomysł! - wykrzyczała z entuzjazmem moja mama - Może wreszcie zapomnisz o Łukaszu.
Gratuluję taktu. Spojrzałam w dół przyglądając się podłodze. Moje oczy się zaszkliły.
- Nie sądzę - zdołałam tylko wydukać.
- Och, przestań! A gdzie jest twój syn?
- Mo? Na treningu.
Po tych słowach podniosłam głowę. Trening? Zaraz, zaraz. Mo? Letiner? MORITZ LEITNER?! Nagle zaczęłam kojarzyć fakty.
- A co trenuje? - zapytała z głupia moja mama.
- Mamo... 
- Piłkę nożną - odpowiedziała pogodnie pani Leitner. Przy tej babce nie dało się być smutnym.
- MORITZ LEITNER?! TEN Z BORUSSII DORTMUND?! - moja mama była po prostu mistrzowska.
- Tak, kochanie. Zaraz powinien wrócić - po tych słowach usłyszałyśmy samochód wjeżdżający do garażu - O wilku mowa!
Nie mogłam w to uwierzyć. Moritz Leitner moim sąsiadem. Łukasz byłby wniebowzięty gdyby tu był. No właśnie... Gdyby był.
- Dzień dobry - przywitał się nieśmiało Mo wchodząc do salonu.
- Cześć dziubku. Przywitaj się z naszymi nowymi sąsiadkami.
- Proszę cię, nie nazywaj mnie tak - powiedział przez zaciśnięte usta Mo.
- Ela, a tu moja córka, Ania - zaczęła moja mama podając rękę.
Kiedy przywitał się z mamą, nadeszła pora na mnie. Myślałam, że zaraz palnę coś głupiego, ale nie. Zachowałam się jak profesjonalistka.
- Ania - powiedziałam podając rękę.
- Mo - odpowiedział Niemiec przyglądając się mi.
- Dziubku, Ela mówiła, że Ann ma problemy z niemieckim. Mógłbyś jej pomóc? - zapytała pani Andrea źle wymawiając moje imię.
- Jasne! Jeśli będę miał czas to jak najbardziej. Chciałabyś pójść do mojego pokoju? 
Moritz Leitner zaprasza mnie do mojego pokoju. To chyba jakiś żart.
- Pewnie - odpowiedziałam wychodząc z salonu.
- Wiesz, moja córka ma straszną traumę po rozstaniu z chłopakiem - kontynuowała moja mama rozmowę z panią Andreą.
Myślałam, że zapadnę się pod ziemię, bo najwyraźniej Moritz to słyszał.
- Nie przejmuj się, znam to skądś - odparł uśmiechając się do mnie.
- Taa - powiedziałam spuszczając wzrok. Próbowałam zatrzymać łzy.
Mo otworzył przede mną drzwi do swojego pokoju. Spodziewałam się mega wypasionego pomieszczenia z mega nowoczesnym sprzętem tymczasem w pokoju Mo znajdowało się łóżko, parę szafek, biurko z laptopem, telewizor, sofa i wieża stereo.
Usiedliśmy na eleganckiej kanapie przed plazmą.
- Chyba nie muszę ci mówić kim jestem. Moja matka pewnie zdążyła się pochwalić - powiedział zniesmaczony Mo.
- Matki takie są... więc grasz w BvB? - zapytałam z głupia.
- Tak. Ale w pierwszym zespole rzadko występuję. Jeśli już to siedzę na ławie.
Na te słowa pokiwałam tylko głową, nie wiedziałam co powiedzieć. Szczerze to nawet nie peszyła mnie obecność piłkarza. Po prostu byłam nieśmiała.
- Taa... Powiedz mi coś o sobie - powiedział po chwili niezręcznej ciszy.
- Przyjechałam z Polski razem z moją matką, mam 16 lat i to chyba tyle.
- Nie jesteś obiektywna czy po prostu nie umiesz powiedzieć tego co chcesz powiedzieć po niemiecku? - zapytał Mo.
- Chyba to pierwsze.
- Ok. To chyba da się zmienić, co nie?
- Słucham?
- Jesteś zbyt nieśmiała jak na Dortmund! Trzeba to zmienić. Przyjdź jutro około 18. 
- Ale, że do ciebie? - zapytałam robiąc przy okazji z siebie idiotkę.
- No chyba, że chcesz na trening. Mi to w sumie różnicy nie robi.
Gapiłam się na niego jak głupia. Co on do cholery gada?! Mam do niego od tak przyjść?!
- Słuchaj ja nie szukam chłopaka - powiedziałam na wszelki wypadek. Kto wie co by mu do głowy strzeliło gdyby nie było mojej matki.
- Świetnie! A ja nie szukam dziewczyny - odpowiedział niezbity z tropu Mo.

- Czyli wszystko jasne. Będę o 18 - powiedziałam trochę niepewnie.

- Kiedy zaczynasz szkołę? - zapytał.
- Niestety jutro.
- Mhm. O której kończysz?
- Co? - i po raz kolejny zrobiłam z siebie idiotkę.
- O której kończysz? - zapytał mówiąc powoli i wyraźnie.
- O 15, ale po co ci to?
- Będę czekał na ciebie przed szkołą. To ta 700 m od nas?
- Tak - odpowiedziałam całkiem oszołomiona.
Resztę wieczoru przegadaliśmy o wszystkim. Nawet nie wiedziałam, że mogę tak swobodnie gadać na wszystkie tematy z osobą, którą znam zaledwie kilka godzin. 
- Do jutra! - zawołał Mo na pożegnanie.
- Pa! - odpowiedziałam.
W domu czekała na mnie szara rzeczywistość czyli rozpakowywanie mebli i różnych pierdołek. Robiąc to zadawałam sobie pytanie "Za jakie grzechy?". Skończyłyśmy po północy a ja na następny dzień miałam iść do szkoły na ósmą. Świetnie.


________________________________

Postanowiłam nie robić prologu tylko od razu prosto z mostu zacząć rozdziały :D
Mam nadzieję, że się podoba ^^

CZYTASZ = KOMENTUJESZ